Praktycy uważają jednak, że firmy startujące w przetargach i tak będą musiały go mieć. I to nie tylko te walczące o duże zamówienia, ale także te mniejsze. Zgodnie z nowymi przepisami zamawiający nie będą musieli, ale będą mogli organizować procedury w internecie.
– Taka dychotomia w zakresie stosowania środków komunikacji elektronicznej może prowadzić tylko do niepotrzebnych wątpliwości i niepewności. Wykonawca nigdy nie będzie wiedział, jaki tryb komunikacji zostanie wybrany przez zamawiającego w danym postępowaniu poniżej progów unijnych – uważa Dariusz Ziembiński, radca prawny z kancelarii Dariusz Ziembiński & Partnerzy.
– Obawiam się, że takie rozwiązanie wprowadzi tylko zbędny chaos. Wykonawca (w tym ten należący do sektora MSP) będzie bowiem musiał sprawdzać, z jakiego typu postępowaniem ma do czynienia – dodaje ekspert.
Zgodnie z kwietniową zapowiedzią Urzędu Zamówień Publicznych elektronizacja przetargów poniżej progów unijnych (144 tys., 221 tys. oraz 5,548 mln euro, w zależności od rodzaju zamówienia i tego, kto go udziela) zostanie odłożona w czasie. Główny powód to brak systemu e-Zamówień. Zbyt późno ogłoszono przetarg na niego, dlatego nie ma szans, by zaczął działać do 18 października 2018 r., a wówczas – zgodnie z wymogami prawa unijnego – przetargi muszą przejść do internetu. Zdecydowana większość zamówień (ponad 113 tys. w ubiegłym roku) nie jest jednak objęta dyrektywą 2014/24/UE i polski ustawodawca może sam decydować, w jaki sposób mają być one udzielane. Zgodnie z przedłożonym właśnie projektem nowelizacji ustawy – Prawo zamówień publicznych (t.j. Dz.U. z 2017 r. poz. 1579 ze zm.) nie będą one musiały być udzielane w internecie.
więcej pod linkiem: http://biznes.gazetaprawna.pl/artykuly/1153599,male-przetargi-prowadzone-sa-nadal-tradycyjnie.html